Podsumowanie 2-3 dzień Role Playing A2 -DUALA

Z pamiętnika Dr .Polio

2 dzień w palącym piekle Afryki.

Rozpoczęliśmy najważniejsze zadanie nawiązania kontaktu z handlarzem broni.

Na negocjacje dowódca wyznacza najsprytniejszą wg niego ekipę tj Ruskiego Novika i mnie.
Musimy przedostać się pod pretekstem „rozrywek i zakupów” do miasta, zgubiąc potencjalny ogon jaki przypiął nam Omuulambe i dogadać się z Suvorowem w sprawie dalszej współpracy oraz zdobycia broni niezbędnej dla umówionych zadań w obozie ONZtu.

Ominięcie strażników poszło łatwo.  Bajeczka o wyprawie na lokalne dziwki i imprezę wynudzonych najemników była 100% wiarygodna.

Pierwsze kroki skierowaliśmy do burdelu gdzie zniknięcie części z nas w „apartamentach” nie wzbudzało by podejrzeń.

Losujemy słomki kto  dziś się ostro zabawi i zrzuci co nieco z krzyża przy okazji wykonywania zadania.
Po losowaniu i za 100$ z puli na broń Ruski wkracza w czarny świat rozkoszy. Novik zostaje na czujce. Dostaje ode mnie rozkaz by pilnował dupy Ruskiego przed okradzeniem gdy będzie odlatywała w  czarną dziurę kosmosu lokalnych uciech,  oraz wypatrywał ,czy ktoś za mną nie ruszył.

Tak zabezpieczony ruszam okrężną drogą do Suvorowa, sprawdzając co chwilę czy nie mam  za sobą pleców.

Na bramie  dziupli Suvorowa , bez ogródek przedstawiam się jako klient i ruszam na negocjacje. Spotykam grubą spoconą ruską podpitą świnię, rozlewająca się w swoim fotelu w oparach cygańskich cygar.

Na stoliku Stolczinaja.  Mam do czynienia z starym ruskim lisem i profesjonalistą.  Trik z rozpiciem i zmęczeniem  klienta do negocjacji sam stosowałem od lat. Ten typ złupi każdego do cna chyba ,że spotka na tym zadupiu „rodaka”, który potrafi wypić więcej niż on…

Mój perfekcyjny rosyjski robi swoje. Bajeczka o bracie rodaku nie przechodzi jednak gładko. Cwany lis postanawia mnie sprawdzić. Test z piciem szklankami bez zakąski zdają tylko prawdziwi Słowianie.  Moja latami wyćwiczona wątroba po pobycie w licznych jednostkach wojskowych nawet nie jęknęła po szklance jaką razem wychyliliśmy….

Test na rodaka przeszedł w 100% . Z podejrzliwości i wrogości przeszliśmy w klika sekund w rodzinny tryb  prawdziwej rosyjskiej solidarności. Postanowiłem spić świnię i jego własną metodą wyciągnąć ile się da informacji oraz zapewnić nam specjalne traktowanie.

Niestety nasz przyszły partner w interesach okazał się być całkowicie spłukany po ostatniej wizycie w jego magazynach ciapatych.   Wszyscy musieliśmy sobie więc pomóc na kreskę….

Negocjacje były krótkie bo alkohol zaczynał już działać.  Bez ogródek zaproponowałem byśmy zostali jego ludźmi do zadań specjalnych. Oferta obejmowała ochronę wszelkich ciemnych (czytaj dochodowych) interesów  z likwidacją konkurencji włącznie. Okazało się ,że utrata strefy dostaw morzem (obstawienie zatoki ) spowodowała , że ruski pijak znalazł się w sporych opałach.  Alternatywne trasy dostaw zawiodły ,a nowe musiał zostać przeprowadzone przez terytoria całkowicie zdominowane przez mudżahedinów.  Odzyskanie zrzuconej w pośpiechu przez przemytników
broni i konwój, który musiałby tam przetrwać to zadanie bez broni przypominające naloty kamikazee.

Do takiego zadania banda tchórzliwych czarnych ochroniarzy jaką zaprezentował nie nadawała się zupełnie. Skuteczność z jaką pozwolili na oczyszczenie składów przed naszym przybyciem nie pozostawiała wątpliwości kto jest jedynie i skutecznie w stanie wykonać to zadanie.

Przy negcjacjach cenowych przy zaniżaniu oferty za każdym razem przypomniałem kto ocalił mu ostatnio  dupę i zabezpieczył  składy już  pierwszym dniu naszego pobytu.

Po twardych ,ale serdecznych bo zakrapianych suto wódką negocjacjach ustalono:
40% zniżki na każdą broń jaka przejdzie przez jego magazyny. Zdobycie i dostarczenie na czas wykonania zadania 3 dodatkowych jednostek broni dla osłony konwoju oraz 800 dolarów zysku do wykorzystania na dowolną broń jaką dostarczymy.

Negocjacje zbliżały się do końca. Tradycyjnie  umowa musiała jednak zostać „podpisana” rosyjskim toastem – tym razem „zakąszonym” powąchaniem tradycyjnej skórki razowego chleba, by nie paść od razu trupem.

By dotrzeć do burdelu i chłopaków musiałem zostać przytomnym i powinienem odmówić dla własnego bezpieczeństwa. Jednak perspektywa sprawdzenia nas na punkcie kontroli pod kątem  „wyimprezowania” spowodowała ,że nie opierałem się mocno rosyjskiej tradycji.

Rusek po 2 stakanie wypadł z obiegu więc zwinąłem swoje chwiejące się zwłoki do wyjścia.   Udało mi się  dotrzeć przed utratą przytomności do chłopaków ,a oni nie wiem jak ,ale zawlekli mnie  do bazy.

Odzyskałem świadomość , przytapiany w wiadrze z wodą przez własnych ludzi! Dowódca żądał raportu. Ostatkiem przebłysków pamięci wybełkotałem
ustalenia i podałem dokładnie usłyszaną  godzinę 9tą dnia następnego, na jaką
Suworov kazał nam się stawić, by eksportować konwój dla odzyskania jego broni.

Niestety ustalenie czy chodziło o 9 rano ,czy wieczorem okazało się problematyczne z powodu braku znajomości rosyjskiego języka i zasad podwajania czasu.
Jedyny ekspert od języka był przecież nieprzytomny. Plan wszedł w niebezpieczną fazę krytyczną.  Pomyłka godzin mogła nas kosztować życie i spalenie całej akcji.

Na szczęście w pod oddziale znalazł się jeden dobrze wykształcony najemnik SaS TrooP, który na czas zweryfikował tę kluczową informacje.

Po odzyskaniu przytomności dowiedziałem się ,że zarzygałem Novika, oraz samego dowódcę bazy,  a moje nieprzytomne zwłoki posłużyły do wynegocjowania alibi dla wyrwania się z bazy pod pretekstem  zarazy jaką prawdopodobnie przyniosłem z miasta. Dobrze ,że zanim się nie obudziłem nie zastawili  połowy moich narządów ,a zwłok nie wynajęli do nekrofilicznych obrzędów lokalnym żołnierzom.

Co do zarazy gwoli prawdy to jedyną prawdziwą zarazę mógł załapać Ruski po upojnej godzinie z „czarną mambą” – najsłynniejszą wśród lokalnych żołnierzy roznosicielką chorób  wenerycznych.

Ustalono ,że wszyscy muszą natychmiast znaleźć się pod obserwacją lekarza z pobliskiego obozu ONZ i odbyć kwarantannę.  W ten sposób udało nam  się zgubić ogon i zapewnić pełną swobodę działań poza bazą.

Obgadano plan działania pod przykryciem akcji służby zdrowia na jutro i zabezpieczono  odpowiednie środki transportu , które Shronchorst zobowiązał się dostarczyć.

Dzień 3.

Grupa została uzupełniona oczekiwanymi wcześniej uzupełnieniami w najbardziej potrzebnym momencie.  Wszyscy z zaburzeniami trawienia stanęli w pełni na nogi.
Razem doczekaliśmy zmroku nie niepokojeni przez nikogo w wyznaczonych
namiotach kwarantanny. Umówioną z dr. Shronhorstem ciężarówką ONZ udaliśmy się
jako lekarze i pielęgniarze stażyści do lokalnego szpitala w centrum miasta.
Uśpione punkty kontrolne przepuściły nas bez problemu.  Po odegraniu szopki z badaniami  pod przygotowany program szczepień i sprawdzenia zabezpieczenia epidemiologicznego miasta,  cała grupa w ciężarówce udała się do najbiedniejszej najniebezpieczniejszej części miasta.
W myśl zasady „pod latarnią najciemniej” w tej rejon nie zapuszczały się w nocy nawet silne patrole.  Ukryto i zabezpieczono przed kradzieżą ciężarówkę wyciągając kable od cewki, po czym cała grupa  przedarła się do dziupli Suvorowa.

Niestety czekała nas tam niemiła niespodzianka. Po obiecanych 3 sztukach broni nie było śladu.

Po sensownej perswazji profesjonalistów , że jakakolwiek droga przez terytorium w stanie wojny  bez zabezpieczenia grozić będzie utratą cennych pojazdów i ładunku Suvorowa, udało się wypożyczyć od lokalnych rzezimieszków  1 sztukę borni długiej i 1 sztukę broni krótkiej (osobisty pistolet Suvorowa).  Propozycja zdjęcia większej ilości borni z jego osobistej ochrony upadła bo zagrażało to bezpośrednio życiu samego handlarza mającego wielu wrogów w okolicy.

Sformowano konwój z ZISa i landrovera. Podzielono szybko chłopaków. Wszyscy bez broni mądrze trafili na tył ciężarówki , a ekipa zwiadowców ograniczona do minimum poprowadziła wraz z dowódcą konwój.

Akcja rozwijała się już dynamicznie. Pierwszy punkt kontrolny uzmysłowił nam ,że trafiliśmy na skrajnie niebezpieczne terytorium mudżahedinów.  Zostaliśmy zatrzymani przez silny atak, który zmusił nas  do ukrycia się.

Niestety w ferworze działań kierowcy pozostawili cenne pojazdy na linii ognia. Szybko przestawiłem je zabezpieczając przed uszkodzeniem.

Ustalony czas na powrót do obozu ONZ wymuszał szybkie działania. Yaron szybko podjął negocjacje  z dowódcą posterunku dzięki, którym za 200$ łapówki otrzymaliśmy pozwolenie odzyskania z zabitych atakujących ciapatych aż 3 sztuk dowolnej broni długiej.

Tak przezbrojeni (ponad 60% składu ruszało na akcje nadal z gołymi rękami) podjęliśmy próbę cichego zbliżenia się do lokalizacji ukrytych skrzyń Suvorowa.

Po ukryciu pojazdów wysłano 4 uzbrojonych najemników na zwiad. Stwierdzili oni ,że przedostanie się  ciche i bez walki od strony wody przy której leżały skrzynie jest praktycznie niemożliwe z powodu licznych patroli ciapatych i bliskości silnie obsadzonych bronią ciężką obozów wojskowych nad wodą.

Dylemat czy podjąć walkę i zwrócić na bardzo słabo uzbrojony oddział uwagę  szybko sam się rozwiązał.

Zostawiony przy ciężarówkach pojedynczy najemnik z zaledwie makarovem został zaatakowany od tyłu przez patrol ciapatych.  Dowódca wysłał tam jednego uzbrojonego zwiadowce ,a pozostali mieli przystąpić do realizacji zadania przedostania się przez patrole wroga w okolice widocznych nieopodal zabudowań.

Walka o nasze pojazdy przybrała jednak na sile i cały oddział został zmuszony do odwrotu w celu ratowania jedynego środka transportu.

Zamieszanie przyciągnęło uwagę także lokalnych posterunków co zaowocowało ciężkim ostrzałem artyleryjski bezpośrednio na nasze pozycje.

Trafiony Ladnrover eksplodował i oświetlił okolicę  co dodatkowo ułatwiło zadanie wrogim spoterom.

Zapanował chaos….  Złapani na otwartym terenie nie byliśmy w stanie się nigdzie wycofać. Dodatkowo doszedł ostrzał od strony wody. Dostaliśmy się pechowo w krzyżowy ogień z wielu stron.

Nadleciały też….. samoloty !?!?.

Kto by przypuszczał ,że malutki oddział jakim byliśmy zmobilizuje całą armię!

Dostałem też w tej wojnie pierwszy postrzał, który mocno ograniczył moje zdolności bojowe (mimo, iż nie miałem broni).

Sytuacja bez wyjścia. Przyklejeni do ziemi, w większości bezbronni i to na odsłoniętym terenie czekaliśmy na swoją kulę lub pocisk moździerza , który słał się gęsto w środku grupy.

Na szczęście najemnicy są świetnie wyszkoleni zawodowcy i nawet bez komendy rozproszenia zrobili co trzeba by ograniczyć straty do minimum.

Yaron dzielnie rzucił się do zwłok ciapatych, by wzmocnić dodatkowymi jednostkami broni w  większości bezbronny oddział.   To ostatni moment , w który widziałem dzielnego dowódcę żywego. Pocisk moździerza, który trafił go bezpośrednio  nie pozostawił nawet sensownych fragmentów ciała, by móc coś pochować.  Taki już los najemników.

Pamiętając o jego ostatnich słowach , bezpośrednio przed akcją, gdy przekazał mi dowodzenie, abym dbał o dupy chłopaków i wyprowadził ich z tego piekła, natychmiast odnalazłem i upoważniłem swojego zastępcę Kuśnierza, oraz zarządziłem odwrót w jedynym bezpiecznym kierunku tj na punkt kontrolny.

Utraciliśmy dowódcę, Landrovera, ranni wymagali zaopatrzenia ,a  jedyna ciężarówka mogąca przetransportować towar i nas została uszkodzona przy próbie kradzieży. Po szybkiej wymianie koła przez Kuśnierza, oddział przegrupował się na posterunku Afreńczyków.

Pokrwawieni i bez dowódcy wróciliśmy do punktu wyjścia. Po przyjęciu meldunków i ocenie strat zdecydowałem, że bez dozbrojenia oddziału dalsza akcja nie ma najmniejszych szans powodzenia.

Po naradzie z zastępcą ustaliśmy 2 plany działania.  Jednostka na punkcie kontrolnym została poważnie osłabiona. Kuśnierz ocenił sytuacje i zaproponował zdjęcie pozostałych 4 żołnierzy i przejęcie otwartego BRDMa.  Tak wyposażeni byli byśmy nie do zatrzymania. Pozbycie się dowodów i przypisanie zniszczenia punktu mudżahedinom  było kuszącą alternatywą.

Mój plan zakładał realizację legalną i bezpieczną pierwotnych założeń zmarłego dowódcy  z możliwą zmianą kierunku ataku.

Kuśnierz naciskał na zbrodnię i łatwy planu przejęcia zabawek z posterunku jako plan główny.

Poddałem jednak decyzję oddziałowi pod głosowanie (to ich tyłki będą później cierpiały) dwa plany. Zdecydowałem poparty większością (by nie dostać za ewentualny błąd kulki od swoich) by najpierw gadać ,a potem strzelać. Plan Kuśnierza zagrażał długofalowo całemu naszemu  pobytowi w Afrenii poprzez możliwy poważny i nieodwracalny konflikt wspierającej nas frakcji.

Brak obecności dowódcy posterunku (możliwości oceny, czy zmarł w walce, czy tylko się oddalił) i fakt ,że był on przy naszych negocjacjach i dobrze zapamiętał oddaną łapówkę, mógł  doprowadzić do totalnej katastrofy ,gdyby dochodzenie rzuciło na nas choć cień podejrzeń.  Nie wytłumaczyli byśmy co robił w tym rejonie oddział dokładnie o naszym składzie (wszyscy poszli na akcję) , gdyby śledztwo postawiło tak szczegółowe pytania i skierowało uwagę na jedynych białych najemników w okolicy 1000km…

Plan wynegocjowania od zabitych dodatkowej broni był bezpieczniejszą i potwierdzoną przez wcześniejsze decyzje zmarłego dowódcy alternatywą działania.

Zawsze mogliśmy w desperacji posunąć się oczywiście do planu Kuśnierza, bo najemnicy by wykonać zadanie nie cofają się przed zbrodnią.

Te pierwsze różnice zdań w podejściu do decyzji z zastępcą Kuśnierzem były przedsmakiem problemów. Skłonność do samodzielnego i ryzykownego działania z dbaniem tylko o szybki interes i własny tyłek był znany w środowisku i ujawniły się podczas głosownia za planem.

By nie doprowadzić do buntu i samowoli, z której jak wynika z akt CIA znany, był wcześniej Kuśnierz (paru najemników zginęło, gdy zostawiał ich w kluczowych momentach na polu walki), zgodziłem się pozornie na alternatywny plan jeśli pierwotny by nie wypalił.  By uwiarygodnić go w przekonaniu ,że panuje nad sytuacją , dałem mu szansę rozpoczęcia „negocjacji”. Wiedziałem, że zrobi wszystko by uwalić legalny plan. Jego dłuższe zajęcie czasu sierżanta dało mi jednak cenną chwilę by w spokoju wymyślić strategię. Z daleka przysłuchiwałem się rozmowie i analizowałem  osobowość przyszłego rozmówcy oraz informacje niezbędne do skutecznej negocjacji.

Z takim nastawieniem przystąpiliśmy do rozmów z sierżantem, który przejął w zastępstwie posterunek.

Gdy Kuśnierz zrobił swoje tj jak przewidywałem skandalicznie zaniżył cenę by zerwać negocjacje, wkroczyłem do akcji i z pułapu ostro obniżonych oczekiwań złożyłem rozsądniejszą  propozycje  w zasadzie nie do odrzucenia. Rozsądne ramy oczekiwań i możliwości ratujące plan A i de facto życie mojego rozmówcy okazały się skuteczne.

Naszą determinacje do działania i szansę na  uratowanie życia sierżantowi przekazałem w sugestii na ile szacuje swoje życie i czy jest one warte trzymania się nierealnej dla nas ceny. Strategia ta odczytana między wierszami poskutkowała. Za sensowne dla obu storn 300$ otrzymaliśmy możliwość „wypożyczenia” na trupach 2 dodatkowych jednostek broni co spowodowało ,że oddział zastał praktycznie
całkowicie dozbrojony (w wcześniejszej walce również pozyskano broń) i wreszcie zdolny w stosunku do pierwszego działania do wykonywania trudnych zadań.

W czasie negocjacji chłopaki tym razem profesjonalnie i niezauważenie podprowadzili baminosom sporo cennego paliwa, które korzystnie sprzedane mogło całkowicie zrekompensować nam koszty wszelkich łapówek utraconych  w  punkcie kontrolnym.

Po ocenie czasu, plan bezpieczniejszego tj dłuższego obejścia celu upadł. Pomni doświadczeniom pierwszego tragicznego zwiadu bojem z przewagą znajomości terenu oraz bez śmiertelnych braków w uzbrojeniu podbudowaliśmy znacząco morale. Zreorganizowani w 3 grupy – zwiad, szturm i osłona z rozkazem szybkiego marszu w celu uniknięcia morderczego ostrzału artyleryjskiego ruszyliśmy ponownie
na utracone pozycje.

Zgodnie z przewidywaniami ,że ostrzał i walka oczyściła nam podejście, szybko opanowaliśmy niędostępne wcześniej zabudowania i po krótkiej walce zdobyliśmy  i przejęliśmy kluczowy dla przewagi ogniowej bunkier.

Zgodnie z oczekiwaniami nasza walka przyciągnęła uwagę wszystkich jednostek na tym terenie. Jasnym było ,że musimy przyjąć walkę.

Tym razem  jednak posiadaliśmy przewagę  ognia (pełne uzbrojenie i zdobyczny bunkier z KMem).

Zarządziłem obronę i walkę tak by maksymalnie zmniejszyć liczbę jednostek wroga , które musiały się pojawić i ujawnić na tym terenie.

Wreszcie odpłaciliśmy wrogowi z nawiązka utratę dowódcy.    Ryzyko przebywania w jednym miejscu było wysokie i trzy krotnie musieliśmy przetrwać ostrzał moździerzowy.

Rozkaz ukrycia w bezpiecznych niższych kondygnacjach jednak nie dotarł do wszystkich. Najemnicy jednak odruchowo wiedzą  ,ze pozostawanie na grubych kondygnacjach i bez osłony to pewna śmierć.

Część z tych co zginęli zapomniała o tej podstawowej zasadzie i nie wykorzystała wspaniałego schronu  jaki sobie zapominaliśmy.

Po upewnieniu się ,że pozbyliśmy się problemu lokalnych oddziałów , które połamały sobie zęby na naszym umocnionym punkcie , mogliśmy się bez przeszkód i czystym terenie udać się do pobliskiej jungli w celu odnalezienia i przejęcia towaru. W pierwotnym szyku osłonowym szybko przeszukaliśmy teren i odnaleźliśmy
ukryte zapasy.

Zgodnie z umową z Suvorovem zarządziłem przezbrojenie w wydajniejsze jednostki broni i zarządziłem odwrót najbezpieczniejszą tj sprawdzoną trasą którą już przeszliśmy i oczyściliśmy.

Decyzja o ręcznym przemieszczeniu ładunku bez użycia łatwej do wykrycia i zniszczeni ciężarówki okazała się prawidłowa.

Choć  spieszony transport był  bezpieczniejszą alternatywą to wadą był znaczący spadek tempa przemieszania ,a w przypadku wykrycia narażał kolumnę na ryzyko dodatkowych strat.

Kalkulacja ryzyka utraty głównego i jedynego pozostałego transportu nie pozostawiała jednak jakiegokolwiek rozsądnego alternatywnego wyboru.

1 Etap przemieszczenia pod osłonę zabudowań i bunkra został przeprowadzony sprawnie i bez strat . Próby ostrzału nocnego snajpera z drugiego brzegu okazały się bezskuteczne.

2. Etap przegrupowania i zabezpieczenia skrzyń również przebiegł skutecznie.

3. Zarządziłem obronę przeczuwając ,że nasze przemieszczanie się zwróci
wcześniej ,czy później uwagę.

4. Teren na trasie konwoju marszowego nie został jednak sprawdzony, tak więc
wykorzystując okazję sprawdzonej wcześniej bardzo dobrej osłony oraz posiadania
nieograniczonych zasobów uzbrojenia pozwalającego na przyjecie walki z każdym
lokalnym przeciwnikiem, przygotowaliśmy się na ewentualnych gości i
niedobitków chcących sprawdzić co się w tym rejonie dzieje.

5. Ponieważ nie wykryto zagrożeń kolumna przygotowywała się do wymarszu.
Został on jednak ponownie wstrzymany przez bardzo silny zaporowy ogień, który
próbował nas wykurzyć na nieosłonięty teren z naszej kryjówki.

Oddział trwał w oczekiwaniu na zelżenie ognia i okazję wymknięcia się niepostrzeżenie
w zamieszaniu. Niestety ogień wysoko kalibrowy choć niecelny i mało skuteczny blokował jednak dostęp do złożonych wewnątrz budynku skrzyń.

Efekt psychologiczny nastawiony na wywabienie nas z sprawdzonej  kryjówki nie został  przez wroga osiągnięty. Jego frustracja była równa nieskuteczności ślepego ognia jaką prowadził po obiekcie.

Tylko jeden najemnik nie wytrzymał. Samowolnie porwał jedną z najcenniejszych skrzyń i co jest największą zbrodnią w kanonie zasad najemników zostawił swoich kolegów w potrzebie, by radzili sobie sami. Ratując egoistycznie swoje dupsko naraził też na osłabienie cały oddział i co najważniejsze towar, który był własnością całego oddziału za którego pozyskanie poległ tak bohatersko nasz dowódca.

Będzie się miał się z czego gęsto tłumaczyć przed swoimi, bo jakoś ucieczkę przeżył. Boję się, że zbłąkana honorowa kula nie pozwoli mu nawet złożyć wyjaśnień. Szykuje się bezwzględny sąd z surowego kodeksu najemników.  Przedstawione zostaną powalające zarzuty. Samowolne  przejęcie i ryzykowanie utratą cennego towaru,  zostawienie swoich  w najgorętszym momencie bitwy, osłabienie siły ognia całego oddziału przez jego samowolne opuszczenie oraz porzucenie zadanej przez dowódcę pozycji obronnej, bez uprzedzenia o jej odsłonięciu.

Nie wiem jak się z tego wymiga ,ale z akt CIA wynika ,że nie pierwszy raz pożyczał swoich w  potrzebie salwując się upokarzającą dla każdego najemnika ucieczką. Nie wiem czy nie będzie musiał się ponownie salwować ucieczką, by przeżyć gniew swoich bezlitosnych kompanów.

Jedyne co łagodzi gniew to oddanie w kluczowym momencie negocjacji części swoich
dochodów na drugi zakup broni (choć tylko niewielkiej części bo podzielonej na wszystkich),  oraz oddanie całej wyniesionej skrzyni ,której nie utracił.

Co zaproponuje by uniknąć gniewu? Gość ma najwięcej z nas wszystkich kasy (ponad tysiaka), więc stać go by dosłownie odkupić wszystkie swoje postępki. Czy wielka kasa mu pomoże?

W momencie przerwania ognia oddział wycofał się w porządku i zwartym szyku osłaniany przez Novika, który wziął na siebie ochronę poranionego i osłabionego oddziału.

Przy dojściu w bezpieczny punkt ostatni ognień artylerii zahaczył tył kolumny i poranił najemników.

Trzon skupiony przy dowódcy bezpiecznie dotarł z towarem do zabezpieczonego przed kradzieżą pojazdu. Novik – stary samochodziarz i nieoceniony mechanik  odkopał kable i sprawnie uruchomił naszego ZISa. Jego umiejętności jako świetnego zawodowego kierowcy pozwoliły na nadrobienie czasu i szybkie dotarcie do Suvorowa.

Szybko przekazaliśmy towar. Utrata Landrowera rozzłościła handlarza , który chciał nas obciążyć obniżeniem o 10% zniżki na wszystkie przyszłe zakupy.

Przypomnienie mu czym ryzykowaliśmy, poległym dowódcy, który oddał za jego interesy życie oraz pokazanie rannych których musieliśmy zaopatrzyć w szpitalu oraz
pełny sukces jaki odnieśliśmy dostarczając cały towar spowodowało ,że
nie utraciliśmy swojej pozycji negocjacyjnej. 40% na zakupy i 800 $ wzbogaciło
naszą wspólną kasę.

To punkt zwrotny całej kampanii.

Z bezbronnych żebraków przed misją ,staliśmy się liczącym się w regionie
oddziałem, który udowodnił ,że nawet ruszając bez broni da dowolną misje
sobie i tak poradzi….

Szybko osiągnęliśmy szpital, gdzie odebrani przed doktora Shronhorsta
bezpiecznie dotarliśmy do obozu.

Co przyniesie następny dzień?

Czeka nas pogrzeb dowódcy, który oddał za nas życie. Przyjazd jako brata
Karona, który telefonicznie zapowiedział swój przyjazd na symboliczny pogrzeb.
Nie mamy nawet ciała. Jest tylko otwór po pocisku.

Karon to legendarny dowódca najemników.  Na pewno przyjedzie by pożegnać i krwawo pomścić śmierć ukochanego brata.

Czeka też nas sąd nad postępkami Kuśnierza i trudna decyzja czy powierzymy
jeszcze skłonnemu uciekać w najtrudniejszych chwilach z pola walki najemnikowi
życie swoje i przyjaciół z oddziału.

Rany po bitwie łata w szpitalu 3 najemników. Dobrze ,że  nas obóz to szpital
polowy ONZ. Bez podejrzeń wyliżemy swoje rany przed następną misją.

Czeka nas narada, podział zysków i przemyślane zakupy broni i wybór
dowódcy.

Karon z racji motywacji do zemsty, swojego legendarnego doświadczenia bojowego
może być najlepszym co nas spotkało po śmierci jego brata….

Dzień czwarty przed nami.

Już wschodzi bezwzględne afrykańskie słońce….

Podsumowanie:

Oddział przetrwał  7 bezpośrednich ostrzałów artyleryjskich

4 ataki mudżahedinów,  ciężki ostrzał wysoko kalibrowy,  2X snajperski z za rzeki oraz…. nalot!!!!

Utracił 1 pojazd. 2 najemników w tym dowódcę ,  oraz zebrał 4 rannych w tym jednego ciężko.

Osiągnięto jednak wszystkie założone cele misji.

https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=NKfo8Mcu_6o